Taniec na zgliszczach dawnego życia…
Jeszcze nieśmiało…
Jeszcze niepewnie…
Ale tańczę.
Tańczę na zgliszczach dawnego życia…
Bo co innego mi pozostało, gdy wszystko runęło w odmęty przeszłości?
Mam płakać?
Dość już łez!
Mam załamywać ręce, że coś się bezpowrotnie skończyło?
Bez sensu!
„Czasem trzeba się bardzo pogubić, by się lepiej odnaleźć.”
Może dopiero zgliszcza tego, co było w moim życiu znane, bezpieczne, od dawna oswojone.
dodają mi skrzydeł.
Może widok rozpadającego się drobny mak idealnie poukładanego systemu, który krępował po cichu i niepostrzeżenie moje serce,
sprawia, że chce mi się tańczyć w wolności, bez skrępowania.
… że nie boję się już tańczyć…
… nie wstydzę się już tańczyć,
podrygiwać
pokazywać ciałem emocje, które do tej pory chowałam, nawet przed samą sobą, bo
nie wypada
nie przystoi
nie można
takich brzydkich,
kanciastych,
niewygodnych,
nieujarzmionych,
dzikich,
pierwotnych
MOICH!
Nie mam już nic do stracenia,
przecież zostały mi tylko ruiny…
a tym samym- nieograniczone możliwości kreowania, budowania, upiększania…
ŻYCIA OD NOWA!
Jeden komentarz
Paweł
Cudownie jest widzieć naturalną kobiecość (kobiecą naturalność)…
Zachwycać się ŻYCIEM… Nowym ŻYCIEM…
I czuć wolność…