Zmiany…

Zaczęło się niewinnie…

Od grzywki…

Nie.

Jeszcze wcześniej…

Zaczęło się od metanoi,

od zmiany myślenia…

A potem już poszło…

Grzywka- niby nic, a jednak zmiana, którą oddalałam w czasie, jak mogłam najdłużej…

No bo, jak ja będę wyglądać? A jeśli grzywka mi nie pasuje?

Tak, jako kobieta przejmuję się takimi rzeczami.

Potem był kolor, a właściwie charakter,

Bo rudy to nie kolor, to charakter- jak mawiają.

Ale nie fałszywy (pieprzone stereotypy!)…

OGNISTY!

I nagle ten ognisty charakter, który miałam od zawsze, wyszedł na wierzch.

Mawiają też, że jak kobieta zmienia wygląd, zwłaszcza fryzurę, to znak, że nadchodzą zmiany w jej życiu lub już nadeszły…

Może niektórym wydać się to płytkie, ale chyba coś w tym jest.

Obcięcie włosów do grzywki dodało mi odwagi, animuszu, siły, pewności i energii, których potrzebowałam, by rozpocząć zmiany.

I choć bardzo się ich bałam,

to uparcie dążyłam do ich realizacji.

Sama nie wiem dlaczego.

Chyba moja dusza instynktownie czuje, czego jej potrzeba do Życia.

Remont w domu stał się metaforą przemian w mojej duszy.

Bo jak spakować tyle lat swojego życia?

Jak się z nimi pożegnać?

Jak pogodzić się z przeszłością, nierzadko trudną?

Jak otworzyć się na nowe, nieznane, a tym samym niepodlegające mojej kontroli?

Oj, natura ludzka na ogół boi się zmian, niespodzianek losu.

Nie lubimy czegoś, co może nas zaskoczyć, co może pójść nie po naszej myśli, nad czym nie mamy kontroli.

A najbardziej się boimy, że my się musimy zmienić,

że musimy porzucić dotychczasowe myślenie,

poglądy,

sposoby zachowania.

Boimy się, że jak coś zmienimy, a „Nowe” nie nadejdzie, to zostaniemy z ziejącą pustką w środku.

Zwyczajnie kalkulujemy, czy nam się to opłaci…

I najczęściej ulegamy strachowi, który wmawia nam, że „Nowego” nie będzie.

Tylko, że to jest tak jak z remontem:

jeśli nie usuniesz wszystkiego z pokoju, choćbyś nie wiem jak bardzo był do starego układu przywiązany,

dopóki nie wyniesiesz mebli

i nie wyczyścisz wszystkiego do gołej ściany,

na zmianę, „lepsze”, „nowe” nie będzie miejsca,

więc nie nadejdzie.

W domu, w życiu, w duszy trzeba zrobić miejsce na „nieznane nowe”.

Tylko wtedy przyjdzie.

A zmiana zawsze boli, bo kilkuletnie, kilkunastoletnie przyzwyczajenia robią swoje.

Właśnie przyzwyczajenie i wygoda, komfort, które z niego płyną, są największymi wrogami „Nowego”.

Nie lubimy się poświęcać, nie lubimy się zmieniać, nie lubimy żyć w niepewności, nie lubimy wychodzić z naszej wygodnej norki.

I ja też zauważam w sobie te mechanizmy.

Największa jednak zmiana polega na POZOSTANIU dzieckiem, które uwielbia niespodzianki, nie boi się ich, nie ucieka od nich.

Przychodzi taki moment, że czuję, iż bez jakiegoś przełomu długo nie pociągnę…

jeśli nic się nie zmieni, to już po mojej duszy…

W wygodnej norce przyzwyczajeń, powietrze szybko napełnia się stęchlizną i nie ma czym oddychać.

A prawdziwe życie, życie pełne Życia, jest poza strefą komfortu.

Więc przestaję żyć przeszłością, której już nie ma…

Spakowałam ją do kartonów i wyniosłam do drugiego pokoju, w którym panuje „Teraz”.

Teraz jest tak: bałagan, chaos, bajzel, ale…

gdy przyjdzie czas- a przyjdzie na pewno- rozpakuję przeszłość z pudełek i poukładam na nowo…

Bez żalu…

Bez łez…

Z wdzięcznością…

Z nadzieją na przyszłość, która zaczyna się „dziś”, „codziennie”…

„To czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu.”

Więc koniec siedzenia i dołującego rozmyślania nad przeszłością, której nie potrafię już zmienić!

Wstaję i idę zaglądnąć w paszczę lękowi!

To jedyna droga, by Żyć!

 

 

A to reklama, którą uwielbiam i zawsze ją oglądam, gdy odczuwam strach przed zrobieniem czegoś.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *