Powroty…

Nadszedł już czas…

Kolejny raz…

Wracać już trzeba.

Do pracy, do ludzi, do nieba…

Czy dam sobie radę?

Czy wystarczy mi sił?

Czy wytrzymam to wygnanie do świata, który nie odżywia mojej duszy?

Czy złapię choć jeden promyk zachodzącego słońca?

Czy obudzę się bladym świtem?

Czy zdążę zanim diamenty rosy wyschną?

A jeśli wiatr rozgoni wstążki mgły szybciej niż ja zdążę się w nie ubrać?

Boję się…

Że zabraknie czasu, by żyć…

Że moja dusza powoli będzie umierała z głodu…

„Człowiek nigdy nie powinien pracować tyle,

aby nie mieć czasu na życie.”

Oby tym razem powrót okazał się właśnie taki:

bym miała na uwadze bardziej duszę niż pracę i pieniądze;

Bym nie dała się wciągnąć w bezduszny system powinności i obowiązków,

zapomniawszy o własnym „chcę”, „pragnę”…

Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego…

Opiekuj się nim i chroń.

Nie pozwól mu umrzeć z głodu.

Dodaj sił.

Stwórz czas.

Modlę się i widzę…

naturę, która również wraca…

To jest Twoja odpowiedź na moje lęki:

przyroda przygotowuje się do zimowego snu…

oddaje soczystą zieleń na rzecz złotych odcieni brązu.

Płodność pól wydała owoce, rodzi, a za chwilę zapadnie w sen, by na wiosnę eksplodować nową siłą.

Dzika Kobieta we mnie dostrzega rządzące światem rytmy życia i umierania,

nie boi się ich,

nie ucieka przed nimi,

żyje według nich w spokoju i harmonii,

zestrajając się z cyklami pór roku.

Każda z nich piękna…

Każda z nich niepowtarzalna…

Każda z nich szepcze do ucha Wilczycy inną naukę, inne starożytne, odwieczne prawdy…

Jedyne wyjście, to pogodzić się z nimi,

nie szarpać się,

nie rozrywać sobie tym samym duszy,

bo dusza moja także żyje rytmami natury.

Pochodzi przecież od Tego, który całą przyrodę stworzył

i powiedział o niej: „Piękna!” i „Dobra!”

Skąd więc strach?

Bo żyję na granicy dwóch światów,

z których jeden nie cierpi zmian.

Sieje w umysłach ludzi zwodniczą propagandę,

że każda zmiana jest zła,

że dobrze jest tak, jak jest,

że za wszelką cenę należy ten stan utrzymać.

I dewastuje dusze, naturę, pogwałca wolność,

ale nie wygra,

bo im bardziej tamuje się rwącą rzekę,

tym bardziej narasta w niej gniew,

który w końcu rozedrze w strzępy tamę unifikacji…

Już się nie boję…

Niech przyjdzie co ma być…

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *