-
Mgła- podejście drugie
Postanowiłam zadziałać inaczej… Nie poddam się… Spotkam się z nią… Choćby mi przyszło wstawać po nocy! I wstałam przed świtem, ona już była na łące, nad rzeką, pod lasem, w sadzie u sąsiada, między jabłoniami. Bawiła się ich bezlistnymi gałązkami. Wołała mnie… Nęciła… Pobiegłam. Już prawie byłam przy niej, tej wymarzonej, gęstej jak mleko. Już jej prawie dotykałam palcami, które zmroziła z rana, pozostawiając na długie godziny pamiątkę z tego spotkania. Już się w niej zanurzałam, ale w tym samym momencie zniknęła… Rozwiała się we wszystkie strony świata, zostawiając mój mały światek bez przykrycia… Tęskniłam za nią złością, bo tak się starałam, by móc się z nią spotkać… Tyle poświęciłam……
-
Mgła
Do mgły miałam kilka podejść… Marzyłam o niej… Śniłam o niej… Widziałam siebie jak wtulam się w jej miękkie smugi, jak otulam się jej wstążkami jak szalem… Śniłam, że błądzę wśród drzew, a mgła jest tak gęsta, że tylko siła instynktu pcha mnie we właściwym kierunku do domu. Marzyłam o tym, by zanurzyć się w jej śnieżnobiałych odmętach, tak głęboko, by nie widzieć przed sobą własnej ręki. Każdego ranka wypatrywałam jej o brzasku. I zazwyczaj pojawiała się i wołała mnie do siebie, gdy nie mogłam pójść na to spotkanie. Ale jednego dnia, wykroiłam czas z porcji „nie mam czasu” i pobiegłam… Pobiegłam na pola, pod las, na wzgórze… Niestety… Mogłam…
-
Język drzew
I znowu dałam się nabrać pięknym słówkom czułym kłamstewkom… Na szczęście każde ujawnione kłamstwo zdziera bez litości różowe klapki z oczu… I choć oczy mi krwawią bezbarwnymi słonymi kroplami To nareszcie będę WIDZIEĆ! Już WIDZĘ! Patrz mi w oczy, kiedy mówisz, że kochasz… Potwierdź słowa czynami wyborami z miłości decyzjami serca. Miłość nie znosi kłamstwa. Nienawidzi go równie mocno jak kocha prawdę… Serce mi umiera od fałszywych słów więc idę tam gdzie usłyszę prawdę… Idę w ciszę piękno naturę Przytulam się do drzew by poczuć życie choć szykuje się do zimowego snu Przykładam ucho i słyszę jak drzewa szepczą mówią pomrukują o Dobru Pięknie i Miłości która je stworzyła… Mówią…
-
Krzyżowanie
Myślałam, że to świat krzyżuje za bycie innym za życie pod prąd Okazało się jednak, że ukrzyżować swe serce muszę sama własnymi rękami przybić do krzyża siedlisko miłości… Taka jest cena miłości do Ciebie Taka jest kara za czyny sercowe Ty, Który przybiłeś swe serce jako pierwszy kochałeś najmocniej najmocniej cierpiałeś bądź ze mną na tym krzyżu bo tu pusto strasznie głucho samotnie zimno przenika do szpiku Powiedz, że to nie koniec że za trzy dni ożyję że ostanie miłosne uderzenie serca nie będzie ostatnie że śmierć nie ma ostatniego słowa Już widzę tę włócznię co zada cios ostatni schodzącym do grobu na pożegnanie a…
-
Kochałabym
Kochałabym Cię śmiertelnie niepokornie namiętnie gdybyś tylko Ty kochał mnie całym sercem Dałabym Ci miłość z najgłębszych pokładów serca miłość z trzewi przenikającą do szpiku kości rozszerzającą źrenice wzbijającą w powietrze miliony motyli w brzuchu przyspieszającą puls wzniecającą ogień trawiący ciała pożar pochłaniający umysł Na Twoje dwa słowa rzuciłabym się na ołtarz ofiarny i co dzień spalałabym się w ogniu miłości Gdybyś mi tylko pozwolił się kochać Kochałabym Cię ogniście jak ogniste są moje włosy wiernie do końca Kochałabym Cię tak że w dniu w którym by mnie zabrakło obudziwszy się rano zamarzłbyś w sekundzie od lodowatego podmuchu samotności pustki Gdybyś mi tylko pozwolił Ale…
-
Żałuję…
Żałuję… Żałuję, że nie wykorzystałam czasu… Żałuję, że nie poznałam Cię lepiej… Żałuję, że nie spisałam historii z Twojego życia… Żałuję, że nie wzniosłam się ponad mój egoizm… Żałuję, że nie przezwyciężyłam w sobie zranień… Żałuję, że Cię zaszufladkowałam… Żałuję, że zamknęłam przed Tobą moje serce… Żałuję, że nie wypowiedziałam tylu dobrych słów… Żałuję, że z moich ust padło tyle słów niepotrzebnych… Żałuję, że ani razu nie powiedziałam Ci, że Cię kocham… Żałuję…
-
Klatka…
Pierwsze przymrozki… Pierwszy szron, srebrzący trawę. Pierwszy mróz, ścinający ziemię, która staje się coraz twardsza… Przebaczyłam sobie, że straciłam czas… Przebaczyłam sobie, że tak długo siedziałam w klatce… Pozostało mi tylko kojące szuranie butami w zaspach opadłych z drzew liści… Wyszłam z pośpiechu, z wiecznego „muszę”. Weszłam w naturę. I zrozumiałam. Poczułam znów dotyk łagodnego wschodniego wiatru na twarzy. Na początku delikatne muśnięcie wraz z szeptem: „Zmień myślenie… zmień myślenie, Ukochana…” Szept przeszedł w głos, wietrzyk zmienił się w wiatr, mówił coraz głośniej, aż siła jego tchnienia nie pozwalała mi stać. Ale stałam nadal. Zwróciłam twarz ku wschodowi, odważnie naprężyłam wszystkie mięśnie, by przyjąć całą jego siłę, by…