Walenty…

Dzień jak co dzień…

No może nie taki

zwyczajny,

gdy miało się

w rodzinie

kogoś

o tym imieniu…

Nigdy nie świętowałam

Walentynek,

bo święto MIŁOŚCI

(dla mnie)

jest w

Wielki Piątek.

No może świętowałam,

ale inaczej:

chodząc na cmentarz

i wspominając dziadka

Walentego…

A raczej

wyobrażając go sobie,

bo nigdy

go nie poznałam.

Urodził się bowiem

pod koniec

XIX wieku!

Ale Walentynki roku dwóch dwudziestek

zapamiętam na długo.

Dziadek Walenty

namieszał z Nieba

i wyszedł z tego:

bukiet czerwonych róż dostarczony do pracy,

koincydencja inicjałów,

potężna dawka śmiechu,

spotkanie z ludźmi

bliskimi mojemu sercu.

Więc, jak zawsze

Walentynki były dla mnie

z lekka przygnębiające,

tak w tym roku

było to

Święto Radości,

którą mogłam dzielić

z tymi,

których naprawdę

KOCHAM…

Dziękuję Dziadku Walenty!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *