
Koronawirus…
Wszyscy myśleli,
że to hen
daleko,
nas nie dotyczy,
nie ma się o co
martwić…
A nagle,
a dnia na dzień,
obudziliśmy się
w innej
rzeczywistości,
której znakiem
rozpoznawczym
są
maseczki
i
płyny
dezynfekujące.
Rzeczywistość
prawie
apokaliptyczna…
Coś, czego
nie można zobaczyć
gołym okiem,
zabija jednych,
oddziela drugich,
rzuca podejrzenia
na wszystkich…
Tak wygląda
życie
w czasach
koronawirusa…
Jedni panikują,
inni chojrakują,
jeszcze inni śmiertelnie
się boją…
Granice zamknięte,
na ulicach żywego ducha,
a jeśli pojawi się
jakaś istota ludzka,
to w maseczce
na twarzy…
Domy stały się
twierdzami,
ostojami spokoju
i zdrowia,
a nawet życia…
Hasło #zostańwdomu
odmieniane
przez wszystkie przypadki
i media…
Narodowa
izolacja,
kwarantanna,
zakaz gromadzenia się
w większe grupy…
Jak na wojnie,
choć tutaj wrogiem
jest
mikroskopijny
wirus.
Może to zabrzmi dziwnie,
ale wolę wojnę
z wirusem,
niż z drugim człowiekiem.
Wirus jest,
można tak powiedzieć,
sprawiedliwy,
bo nie zważa
ani na bogactwo człowieka,
ani na jego wygląd,
ani na osiągnięcia.
Rozprzestrzenia się,
zbiera swoje
żniwo
i znika
lub daje się oswoić medycynie.
A wojna z drugim człowiekiem
zawsze wyzwalała
w nas
najgorsze instynkty,
których
mam nadzieję
nigdy nie oglądać.
Kolejne, co może
głupio zabrzmieć:
to wyhamowanie
było mi potrzebne…
Tak bardzo się bałam,
że tego tempa
nie wytrzymam
do Wielkanocy…
Cały świat
za bardzo się
rozkręcił
w pysze,
arogancji,
przekonaniu,
że wszystko może,
że jest
bogiem!
I coś tak małego
sprowadziło
wszystkich do parteru.
Świat spadł
ze swojego chwiejnego
piedestaliku
i mocno zderzył się
z ziemią.
Wirus
pokazuje nam
nasze miejsce,
nie wyżej,
ale na równi.
Mój świat,
pomimo wielkich chęci
zwolnienia,
też się za szybko
kręcił…
Aż zaczęła mi się
kręcić w głowie
i robić niedobrze…
Bo ileż można
znosić
taki życiowy maraton?
Po co?
I w końcu
koronawirus
powiedział:
STOP!
DOŚĆ!
NIE DŁUŻEJ!
I trzeba było
wszystko
zatrzymać,
dosłownie wszystko
przeorganizować,
zweryfikować,
przeanalizować…
I jestem za to wdzięczna,
bo świat ma teraz okazję,
by się
opamiętać,
by zwrócić uwagę
na
dobro i piękno,
na
MIŁOŚĆ,
które nie zniknęły ze świata,
a może jeszcze bardziej,
właśnie w tym czasie,
chciałyby być dostrzeżone
i docenione.
Nie dla siebie,
ale dla
naszego dobra…
Gdy to się już skończy,
świat nie będzie już
taki sam.
Oby wzrósł
w
MIŁOŚCI…

