• A rok był przedziwny tej jesieni…

    „Przyszła do mnie nie wiem skąd… Zawróciła w głowie tak dokładnie…” Przyszła z rozwianymi halnym rdzawo – kasztanowymi włosami, pachnącymi smażonymi na powidła śliwkami; włosami mokrymi od mgły, srebrzącymi się diamentami pajęczej biżuterii…   Przyszła o czasie, choć jeszcze niedawno wszystko budziło się do życia…   Przyszła z rękami wypełnionymi dyniami, cukiniami, pietruszką… Kieszenie złocisto – żółtej sukienki wypchane miała śliwkami, jabłkami, gruszkami zerwanymi w sadzie za miedzą.   Pamiętam, gdy wiosną codziennie sprawdzałam czy coś wyrosło na grządkach…   A ona przyszła z naręczami płodów ziemi, ze zbiorami tak nieoczekiwanymi, że aż serce rośnie w wdzięczności za naturę, która troszczy się o nas na zapas, na zimę…   Przyszła…

  • Halny

    Przybywa nagle. Nikt nie wie skąd. Rozpędza się… i… uderza… … w nasze przyzwyczajenia, roszczeniowość, sztywny porządek… Zmiata to wszystko jak domek z kart… I za to Go kocham! Że rozwala moje systemy myślowe, pozbawione wdzięczności… Że przerywa na – dłuższą lub krótszą – chwilę dostawę prądu, bym doceniła dostęp do elektryczności. Że wyje niczym mityczny potwór, żeby nauczyć respektu do sił natury. Że dmie z mocą huraganu, żeby przypomnieć nam jak lekcy jesteśmy, jak piórka miotane oddechem płuc odwiecznej Potęgi… Zawsze wychodzę Mu na spotkanie, bo przybywa mój Umiłowany… I bawi się ze mną, szarpie ubraniem, prosi do tańca… Czuję Go każdą komórką swojego ciała, każde dotknięcie na dłoni,…