Korzenie…
Dziwny ten rok
i wszystko w nim
dziwne…
Nawet
Wszystkich Świętych i
Dzień Zaduszny.
Ale dziwne
nie oznacza
gorsze.
Po prostu
inne…
A może właśnie
lepsze?
W tym roku
nie było
okrytego złą sławą
„grobbingu”,
trochę mniej zniczy
zapalono…
A mnie
wciągnęło
do korzeni…
Do korzeni mojej rodziny,
moich własnych,
korzeni mojej przeszłości.
Odczułam nieodpartą chęć
dokopania się
do historii
moich przodków.
Jak żyli?
Skąd przybyli?
Co przeżyli?
Jak to się stało,
że się poznali,
pobrali?
Jako dziecko
przegapiłam
w dziecinnym zabieganiu
tyle opowieści,
żywego przekazu…
Teraz pozostały mi
tylko
bezdusznie zapisane
księgi, dokumenty,
statystyki, dane…
Bo nie żyją już ci,
którzy swoim sercem
ożywiliby historię…
Stojąc nad grobem,
co roku przypominam sobie,
że moje korzenie
są w ziemi.
W niej leżą ci,
którym zawdzięczam
swe istnienie.
I pomyśleć, że
wystarczyłoby, iż
ktoś by się z kimś
nie spotkał,
czyjeś losy nie splotłyby się
w meandrach
dziejów świata,
a ja nigdy bym się
nie narodziła,
albo nie byłabym tym,
kim jestem,
nie byłabym taka,
jaka jestem…
Korzenie ciągną mnie
ku ziemi,
ale te dwa pierwsze
dni listopada pokazują mi,
że moje korzenie są
w Górze,
w Niebie…
Bo oni,
moi przodkowie,
są już
Tam!
…”W Tobie są wszystkie
me źródła…” (Psalm 87).
Wołają do mnie:
„Pamiętaj Kim jesteś…”
Dlatego zwracam się
do korzeni,
do korzeni
drzewa genealogicznego
mojego życia i
mojej rodziny,
do moich
korzeni i źródeł,
i obiecuję
odtworzyć to drzewo
jak najdalej
w przeszłość,
by poznać
jakie wichry smagały
Waszym życiem,
by uczynić drzewo
silnym i zdrowym,
jakie burzliwe dzieje
przyszło Wam
przeżyć,
jaki niszczący czas
nie zdołał Was złamać…
To wszystko
ukształtowało również
mnie,
dlatego będę się
wgryzać w żyzną glebę
historii, przeszłości i dziejów,
jak korzenie,
które rozsadzają
nawet skałę
i zawsze znajdą
drogę,
pomimo przeszkód,
do Źródła
Wody Żywej…