
Walentynki z…<3
Planowałam ten dzień
dla Siebie,
bo Miłość
zaczyna się
od Siebie…
Niby proste,
a jednak
nie do końca…
Zwłaszcza dla kobiet…
Bo przecież
od najmłodszych lat
programuje się
dziewczynki,
że mają myśleć
wyłącznie
o innych,
zapominając
o sobie…
Bo przecież,
to inni
są ważni,
ich potrzeby
są priorytetowe,
ich samopoczucie
kluczowe…
I tak rośniemy
z przekonaniami innych
w naszych głowach,
które zamieniają się
w nasz własny
wewnętrzny głos,
który codziennie
przypomina nam,
że jesteśmy
nieważne,
niewystarczające;
kwestionując , czy w ogóle
jesteśmy…
Jesteśmy?
Jeśli nie żyjemy
dla innych,
to
jesteśmy?
Żyjemy?
Mamy do tego
prawo?
Żyć dla
siebie?
TAK!
I to prawo
mam od urodzenia!
I to prawo
dotarło do mnie
w Dzień Zakochanych.
W dzień ,
w którym poszłam
na randkę z…
ze sobą,
przy ulubionym sushi,
z głosem
Nory Jones
z leciwego gramofonu,
w blasku świec,
po kojącym ciało
dniu SPA…
To były
cudowne chwile,
kiedy mogłam się spotkać,
z miłosną empatią
w sercu,
ze swoją
Dziką Dziewczynką
i powiedzieć jej:
„JESTEŚ WAŻNA!
NAJWAŻNIEJSZA
W SWOIM ŻYCIU!,
niezależnie od tego,
jaki jad wtłoczono
Ci w dzieciństwie,
gdy byłaś
zbyt mała,
by odróżnić
truciznę
od
Miłości…”
To było…
magiczne…
głębokie,
jak Rów Mariański
mojego serca…
I szczerze przyznam,
że były to
najlepsze Walentynki
w całym moim życiu!
Czemu na taki pomysł
ich celebrowania
wpadłam dopiero
teraz?
Czemu nie
wcześniej?
Wszystko dzieje się
we właściwym
czasie,
a Boży tajming
jest
idealny,
bo idealnie
dostosowany
do gotowości
mojego serca.

