Story 7: Intensywnie złoto-operowy październik…
Październik zaczął się
operowo…
Dokładnie pierwszego
pojechałam
z grupą znajomych
do Koszyc
do opery.
Jeżdżę tam
regularnie,
bo bardzo
polubiłam
to miasto.
Ale już sama droga
cały czas
mnie zaskakuje…
Co rusz widzę
zupełnie nowy,
świeży widok,
którego wcześniej
nie zauważyłam…
Ale przede wszystkim
wypatrywałam
jesieni…
…złota…
…brązu…
…czerwieni…
…mgieł…
… i znalazłam!
Przyszła prawdziwa
jesień!
Jednak to był dopiero
początek.
Drzewa dopiero zaczynały
nabierać rumieńców.
W czasie podróży
doświadczyliśmy
wszystkich rodzajów
jesiennej pogody.
Ale to nic,
bo i tak było
pięknie,
magicznie…
Po drodze przystanek
w innym słowackim
mieście.
Urokliwe miasteczko.
A ja odżyłam.
Bo bardzo lubię
doświadczać
nowych miejsc,
kultury,
muzyki,
jedzenia…
Czuję się wtedy
wolna!
I wreszcie
Koszyce –
moje ukochane
słowackie miasto.
Nie wiem czemu,
ale czuję się tu
jak u siebie
w domu…
Czuję się tak
swobodnie
i wolna…
Może dlatego,
że już tyle razy
tutaj byłam?
Sam budynek
opery w Koszycach
zawsze mnie
zachwyca.
A spektakle zawsze
porywają!
To miasto ma
coś w sobie…
Nie do końca nazwaną
atmosferę,
nastrój…
Jednocześnie
multikulturowość
i spokój
małego miasteczka,
gdzie wszyscy się znają…
Aż żal
odjeżdżać…
Ale spokojnie,
za tydzień
będę tam znowu 😉
Również u siebie
zaczęłam szukać
oznak jesieni.
I choć
temperatury na to
nie wskazywały,
to jednak ona
już nadeszła…
Nadeszła
z kolorami,
z wiatrem…
…ze spadającymi z drzew
liśćmi…
Odziana w brąz,
złoto,
czerwień…
Otulona płaszczem
z mgły…
I bardzo szybko
nastał 7 października,
kiedy to
po raz kolejny
jechaliśmy do Koszyc.
Prawdziwa złota jesień
przez całą
drogę.
Bardejów również
nie zawiódł
swoim klimatem.
A ja przez całą drogę
uśmiechałam się
do siebie,
oglądając krajobrazy jesienne,
i odczuwam taką
radość,
jakiej już od dawna
nie czułam…
Radość, że
będąc
tu i teraz
nic mnie nie omija,
żadne piękno
gdzieś indziej…
Mam zobaczyć to,
co mam zobaczyć,
właśnie w tej
chwili,
żadnej innej…
I choć późnonocny
powrót z opery,
na drugi dzień
nie zachęcał do
pracy, to
postanowiłam wykorzystać
temperaturę 20 stopni
i promienie słoneczne,
by umyć okna,
bo światła słonecznego
będzie coraz mniej,
i żeby go nie było też mniej
przez brudne szyby…
Sama siebie
zaskoczyłam
tą decyzję
o umyciu okien…
Nie dlatego,
że nigdy nie myję,
tylko…
Nigdy nie myłam
na zimę…
Chyba była to
instynktowna decyzja
mojego ciała…
I teraz
jestem sobie wdzięczna,
że wpadłam na ten pomysł
i go zrealizowałam,
bo w tym roku
jakoś wybitnie ciemne
te ciemności
jesienne…
Zaczęłam też spacery,
by nie dać się
jesiennej chandrze,
by jak najczęściej być
tu i teraz;
by móc patrzeć
jak zmienia się
świat,
jak przygotowuje się
do zimowego snu…
I z każdym krokiem
przekonywałam się,
że to jest właśnie to,
co Kocham robić!
Kocham
łapać momenty
piękna, świata, zmiany;
kocham
łapać moment
zmian pór roku…
Uwielbiam to robić!
Uwielbiam być
świadkiem
takich chwil!
Czuję się wtedy
na swoim miejscu…
Mocno połączona
ze swoim sercem…
I zakorzeniona w
tu i teraz…
A teraz
jest mocno
jesienne…
Jesień to dla mnie
sezon zachodów słońca,
w sumie zima też…
Cieszę się wtedy
każdym promieniem
słońca…
I czasem nadal
nie mogę uwierzyć,
że jesień przyszła
tak szybko,
choć i tak
w tym roku
wybitnie nas
oszczędzała,
bo była to
prawdziwa
polska złota
jesień.
A ja wciąż
mam poczucie.
że nie nacieszyłam się
latem,
a ono już
odeszło…
A przy zachodzącym słońcu
i zmrokowych myślach,
warto czasem mieć
cichego kompana,
który wszystkiego
wysłucha,
ale nie zdradzi
Twoich tajemnic…
Ciąg dalszy nastąpi…