Story 16: Szkocka przygoda część 2.
Udało mi się
uniknąć
szkockiego szpitala…
Miałam szczęście!
Ale nie tylko w tym…
Do pogody też miałam
szczęście,
nawet jeśli była
w szkocką kratę.
Raz słońce, raz deszcz…
Wiatr wiał stale.
Jedynie on był niezmienny…
Idealny timing!
I spełniane marzenia!
By widzieć
na żywo
to, co
widziałam do tej pory
w filmach.
Ze względu na kontuzję kolana,
o większych wyjściach
w góry
nie było już mowy.
Więc zwiedziłam spacerowo
inne
moje marzenia podróżnicze
w Szkocji…
Wybraliśmy się na
krótki spacer
po Glenfinnan.
I w przerwach
między deszczem
zwiedzaliśmy okolice.
Glenfinnan Monument – National Trust for Scotland.
Glenfinnan Visitor Centre – National Trust for Scotland.
Most z filmu „Harry Potter”.
Szkocja co rusz mnie
zaskakiwała…
A ja nie miałam już gdzie
pomieścić zachwytu…
Muszę przyznać,
że czułam się w Szkocji
coraz bardziej
jak w domu…
Odczuwałam też
coraz większe
zrelaksowanie,
które było mi tak
potrzebne!
Czułam się coraz bardziej
swobodnie.
I z każdym krokiem
coś mnie
zachwycało:
Jest takie powiedzenie:
„tam dom twój,
gdzie serce twoje”.
Moje serce odkryło
dom w Szkocji…
Bo czułam się coraz bardziej,
jakbym się tam
urodziła!
Wśród tych
brunatno-rudych
odludnych przestrzeni,
w dolinach między górami,
nad wijącymi się
strumykami,
smagana szkockim wiatrem
z Północy…
Obmywana falami
szkockich jezior…
Ktoś powie:
„szaro, buro i ponuro”,
a dla mnie:
piękno i niepowtarzalność.
I ocean!
Pierwszy raz w życiu
byłam nad oceanem…
I totalnie w nim utonęłam…
Uwielbiam żywioły!
A żywioł oceanu po prostu
porwał moje serce
w swojej odmęty…
…i wyzwolił
we mnie żywioł!
Poczułam, że żyję!
Z każdą,
uderzającą o brzeg,
falą
czułam to
coraz mocniej.
Nowy początek!
Nie przypuszczałam,
że właśnie tam,
właśnie w tym dniu,
odzyskam swoje życie…
Wiem, że się powtarzam,
ale naprawdę
idealny timing
stał się hasłem
tej wycieczki.
Bo jak inaczej nazwać
kolejny,
cudowny
wschód słońca,
jeszcze w takim
miejscu?
I jeszcze dokładnie
w tym miejscu?
Zauważyłam, że Szkocja
łączy w sobie
wiele krajobrazów:
trochę Kanady,
trochę Islandii,
trochę Irlandii,
trochę Szkocji
i trochę Polski.
Trochę Norwegii i Szwecji,
trochę Stanów Zjednoczonych…
Wszystko to można znaleźć
w Szkocji.
A najlepsze jest to,
że można tam znaleźć
siebie!
A to czasem jest
najdłuższa droga…
…najcięższa wyprawa…
Ale warta każdych pieniędzy,
każdego wysiłku…
Bo rekompensata jest
jeszcze większa.
Jak tu się nie zachwycać?
Mój zachwyt
nie wydobywał się już
tak często na zewnątrz
w postaci pisków,
ale coraz bardziej czułam,
że nie pomieszczę tego
w sobie,
że moje serce się tak
rozszerza…
że miejsca nie wystarczy
w mojej klatce piersiowej,
by to serce
pomieścić…
Ale chciałam
coraz więcej i więcej…
i nie chciałam się przestać
zachwycać…
Chciałabym budzić się
w szkockich miejscach z widokiem
codziennie…
i mieć śniadanko z widokiem
codziennie…
Jechaliśmy
po kolejne moje
marzenie podróżnicze
w Szkocji,
ale mam wrażenie,
że cała droga była
jednym wielkim
marzeniem.
Bo takich widoków
można tylko
pozazdrościć.
Moje wewnętrzne dziecko
cieszyło się
niewyobrażalnie!
Po prostu
z chodzenia po plaży
i zbierania muszelek…
Ale w wyjątkowym miejscu
i wyjątkowym czasie.
Nawet zwyczajne miejsca
przy drodze
w Szkocji
mają tak
niepowtarzalny urok,
że trudno
nie zatrzymać samochodu
i nie przejść się na spacer.
Doświadczyć Szkocji
nie tylko w tych
najbardziej znanych miejscach,
ale w tych pomijanych.
I uczynić je wyjątkowymi –
to był mój cel.
Związać z nimi
moje doświadczenia,
emocje,
wspomnienia…
Uczynić je
moimi…
Żebym mogła powiedzieć:
„Anna tu była”.
Zobaczyć Loch Ness
też było
moim marzeniem.
I choć według Wojtka
jest to najmniej
urokliwe jezioro,
to i tak cieszę się,
że tam byliśmy.
Za to cisza, spokój i sielskość
tej miejscowości
po prostu mnie
urzekły.
A niektóre budynki
zaskoczyły mnie
architekturą
i przeznaczeniem…
… Ciąg dalszy nastąpi…