Wspomnieniowa Babia Góra
Na cztery
wspomnienia
przewiały mnie
w daleki
Beskid Żywiecki,
gdzie mieszka
Królowa Beskidów –
Babia Góra.
Więcej jak
dwa miesiące temu
zebrałam się
w swoich ciemnościach
i ruszyłam,
by doznawać
nieustannej radości
i zachwytu.
Tej pierwszej
nie spodziewałam się
aż w takich
ilościach.
Jednak Babia Góra
jest jej pełna.
Wiatr przywiewa ją
od samiuśkich Tater ,
wciska ją
w dolinę Orawy,
by uderzyć
całą mocą
w najwyższy szczyt
Beskidów.
Tak było
i tym razem:
wiatr naginał
drzewa,
gałęzie,
kosodrzewinę,
przewracał
statywy,
plecaki,
ludzi…
Wydawało się,
że nawet
tysiącletnie kamienie,
głazy
mu się nie oprą
i pofruną,
by gdzie indziej
budować góry.
Szkoda, że nikt
nie uwiecznił
tego starcia:
58 kg żywej wagi
vs.
80 km/h.
Dość powiedzieć,
że była to
epicka walka!
Wiatr rzucał mną
jak chciał ,
lądowanie na skałach
opanowałam do
perfekcji,
a nawet
zaprzeczyłam
prawom fizyki,
chodząc pod kątem
60 stopni.
Takie cuda
tylko na
Babiej Górze.
Każdy krok
przypominał mi
o moim
zapominalstwie,
tworząc w głowie
fatamorgany
cieplutkich rękawiczek…
Może to dziwne,
ale każdy krok,
każdy brak tchu,
każdy upadek
wywoływał
uśmiech
na mojej twarzy.