Choroba…

Tak się kończy ciężka praca ponad siły…

Tak się kończy półtora miesiąca złego spania…

Tak się kończy półtora miesiąca harówki od rana do północy, codziennie…

To musiało się tak skończyć…

Moje ciało powiedziało: „Dość!”

Nie, wykrzyczało mi to dosadnie,

tak, że zwaliło mnie z nóg…

Dosłownie.

Tyle razy szeptało,

że już nie może,

że nie ma siły,

że boli…

A ja ogłuchłam i nie słyszałam nic.

Przepraszam Cię, moje drogie ciało,

że nie słyszałam Twoich cichych próśb, by zwolnić;

że traktowałam Cię jak niewolnika i służącego;

że bez przerwy przekraczałam Twoje granice wytrzymałości;

że o Ciebie nie dbałam;

że zaślepiona swoimi widzimisię eksploatowałam Cię ponad miarę…

I przepraszam Ciebie, Dobry Boże,

że nie troszczyłam się o swoje ciało, które dostałam od Ciebie w darze…

Jednocześnie dziękuję Ci, Najlepszy Tatusiu,

że mój organizm podniósł bunt;

za Twoją cierpliwość

i, że znasz mnie najlepiej,

i wiesz, żem uparte Twe dziecko;

i dopiero choroba jest w stanie przypomnieć mi skutecznie o konieczności odpoczynku,

o dbaniu o ciało i zdrowie, bo to są Twoje prezenty dla nas, o które trzeba się troszczyć.

Mnie byłoby bardzo przykro, gdybym widziała jak ktoś niszczy prezent, który mu podarowałam.

Domyślam się, że i Tobie jest przykro, miliony razy bardziej niż mi, gdy widzisz jak się obchodzę ze swoim organizmem.

Za każdym razem, gdy jestem chora, uświadamiam sobie,

że ciało to nie mój wróg,

nie trzeba go karać, doprowadzać do granic wytrzymałości.

Ciało, organizm, zdrowie – jako prezenty, dary od Taty – trzeba z miłością przyjąć.

Zaakceptować ich granice, nauczyć się rytmów, obserwować z wdzięcznością, słuchać z czułością.

Traktować jak przyjaciela…

Nie jak brudną, grzeszną powłokę

albo worek na kości i narządy…

Ciało ludzkie to takie maleńkie, całkowicie zależne i zdane na naszą łaskę, dziecko.

Dziecko, które ma nam wystarczyć na całe życie.

I to małe dziecko prosi: „Dbaj o mnie…”

Bo choć jest małym dzieckiem, to wie, jaka odpowiedzialność na nim ciąży.

Codziennie nas budzi, dzięki niemu chodzimy, ruszamy rękami,

miliony razy uderza nam serce, miliardy impulsów elektrycznych musi zostać przesłanych do mózgu i ciała,

byśmy mogli robić to, czego chcemy.

Gdyby nie ciało i jego procesy, nie moglibyśmy zrobić nic,

na co dowodem dla mnie zawsze jest choroba.

Wystarczy gorączka i człowiek leży jak placek i ani mu w głowie wzniosłe rzeczy czy nawet spełnianie marzeń.

Wtedy doceniam mojego cielesnego przyjaciela i wcale nie forsuję go, by jak najszybciej wyszedł z choroby, bym mogła spełniać swoje zachcianki.

Wyzdrowieje w swoim czasie, kiedy uzna, że wystarczająco o niego zadbałam.

Wtedy odpłaca się za troskę zdrowiem.

Uczciwa umowa.

Sygnały, które każdego dnia ciało mi wysyła, są jak listy i wiadomości od bliskiej osoby.

Są prośbami o troskę…

Wybacz mi zatem, drogie ciałko.

Zacznijmy od nowa.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *