Trzy…

Coraz bliżej…

Od dziś radośniej…

Wypełnia mnie radość,

choć nie objawia się

uśmiechem na twarzy…

Ale jest,

w środku,

w samym centrum

mojego serca.

Postanowiłam nie czekać bezczynnie.

Wyjdę Mu na spotkanie.

Być może popełniam błąd,

bo mogę zgubić drogę,

zwłaszcza w ciemnościach życia,

które rozlewają się za oknem,

ale nie mogę się Go już doczekać.

Chcę Go przywitać.

Chcę, żeby widział moje małe światełko

w sercu,

które Go oczekuje.

Wychodzę zatem,

w swoje ciemności,

w swoją otchłań,

wiatr dmie przeciwny,

zimny,

ciemny,

prawie gasi

mój ogień.

Ciemność zdaje się nie mieć kresu,

jest wszechogarniająca

i zachłanna,

nie zniesie

najmniejszego płomyka

światła,

nadziei.

Paraliżuje mnie strach,

bo nic nie widzę dookoła.

Moją jedyną nadzieją

jest ten niepozorny,

targany wiatrem

ognik.

Ten płomień mam właśnie od Niego

i to właśnie On

prosił,

bym rozświetlała ciemności wokół

swoim sercem,

żarem,

który On we mnie umieścił,

by, gdy kiedyś przyjdzie,

mógł się przy nim

ogrzać.

Więc zapalam swe serce

dla Niego

i daję to, co noszę w środku.

Materializuję to na płótnie,

w drobnych prezentach

dla bliskich

mojemu sercu.

Moja latarenka nadal świeci,

nie zadusiły płomienia

ciemności

i wiatr.

Jestem.

Czekam.

Przyjdź!

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *